Kosowski- artroskopia kolana. Muay Thai, a bezpieczeństwo i kontuzje
W środę 7 czerwca 2017 miałem wykonaną artroskopię kolana. Miałem robione: synowiektomie, meniscektomie (częściowe wycięcie łąkotki), wycięcie tkanek stawu, usunięcie "cysty Bakera". Ogólnie jak to wygląda zobaczyć możemy TU. Ja swoją artroskopie oglądałem na ekranie. Znieczulony byłem "podpajęczynówkowo", czyli od pasa w dół, ale tylko operowana noga.
Na 21 lipca natomiast zaplanowaną mam artroskopie łokcia. Obie operacje są na NFZ w Szpitalu Attis przy ul. Górczewskiej. Obie też prowadzone przez dr Dariusza Grelę. Kolano i łokieć to stare kontuzje, których nabawiłem się podczas wieloletniego profesjonalnego treningu sporów walki. Z nimi trenowałem i walczyłem już od jakiegoś czasu. I uznałem, że w tym roku najwyższy czas się tym zająć. Chwilę trzeba się zatrzymać, by potem pobiec szybciej. Kolejne walki stoczę zatem pod koniec 2017, lub dopiero w 2018.
Przez 12 lat zawodniczego trenowania to dopiero druga moja pauza. Przypomnę, że w 2007 roku na ME Muay Thai w Vigo w Hiszpanii zerwałem więzadło krzyżowe przednie w kolanie (walcząc w ringu z Hiszpanem). W Polsce odbyłem dwie operacje: artroskopię i artroskopię z rekonstrukcją. Obie w Otwocku. Przerwa po rekonstrukcji była dosyć długa bo kolejny start miałem dopiero w 2009 na MP Muay Thai. Zaliczyłem wtedy udany powrót, bo zdobyłem Mistrzostwo Polski, wygrywając trzy walki i zostając uznanym najlepszym zawodnikiem całych Mistrzostw. Po za tą kontuzją kolana, nie miałem żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu. Do takich mniejszych mogę zaliczyć: otwarte załamanie palucha na turnieju Sandy w 2005 rok (podczas kopnięcia front kick na pancerz przeciwnika), złamany nos na treningu, dwa razy rozcięty łuk brwiowy na treningach (w Palestrze i na treningu Kadry K-1), rozcięta głowa na treningu, złamane żebra. Po za tym, naturalnie związane z zawodowym uprawianiem sportów walki- różne obicia i stłuczenia. Do tego doszło niestety kilka knockdownów i nokautów (czyli chwilowych utrat świadomości), które jednak wliczone są w ryzyko zawodowe, bo "gdzie drwa rąbią tam wióry lecą". I tak były to: Knockdown na sparingu w Palestrze, po highkicku, około 2004 rok. Nokaut ciosem na Gali zawodowej K-1 w 2010 w Szczecinku, w walce z zawodnikiem z Białorusi. Knockdown po obrotowym łokciu w półfinale MŚ 2011, zafundowany prze reprezentanta Kanady. Lekarz przerwał walkę, a głowa była do zszycia. Knockdown po uderzeniu łokciem, przez Taja, na Gali MBK Zawodowego Muay Thai w Bangkoku w 2012. Nokaut ciosem na MP 2014 K-1 we Wrocławiu w ćwierćfinale. Knockdown po ciosie Portugalczyka na ME Muay Thai w 2014 w Bukareszcie.
Niemniej jednak mimo przedstawionych tu drobnych kontuzji uważam sport muay thai za bezpieczny. Można przecież mieć kontuzje na walce, ale można również pośliznąć się w zimie i mieć poważniejsze złamanie. Lub spaść ze schodów. Tu nie ma reguły. Obecnie najniebezpieczniejsze ze względu na ilość ofiar są jednak wypadki samochodowe, wojny, zamachy, a nie walki muay thai. "Co mnie nie zabije to wzmocni" jak mawiał Frederik Nietzsche (z całego dorobku tego ateistycznego filozofa, jedynie ten cytat jest przydatny i mi się podoba). Wojownika zdobią ślady po bojach. Tajscy bokserzy w Tajlandii dla przykładu szczycą się ilością szwów po rozcięciach od uderzeń łokciami. Ładne i delikatne powinny być kobiety, a mężczyzna powinien być sprawny, odważny i inteligentny.
Nie ma co się obawiać uprawiania jakikolwiek dyscypliny sportów walki. Ważne natomiast jest żeby zmniejszać ryzyko kontuzji, trenując w bezpieczny sposób. I tak bezpieczeństwo w muay thai można zwiększyć dobierając sobie sparingpartnerów o podobnym poziomie wyszkolenia i kategorii wagowej. Dodatkowo trzeba stosować dobry sprzęt ochronny (nierozbite rękawice, ochraniacze łokci i kolan, piszczele typu "king", kaski z łukami brwiowymi, szczęka). Bardzo ważny jest oczywiście suspensor, czyli ochraniacz krocza.
Przedstawione wyżej moje kontuzje, które są skutkiem ubocznym toczonych walk, nie robią jednak wrażenia w odniesieniu do 90-ciu stoczonych pełno kontaktowych walk muay thai/K-1 rules. Niektórych można było uniknąć, innych nie. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem, choć wnioski trzeba wyciągać ("Tylko ludzie głupi uczą się na własnych błędach. Ludzie mądrzy uczą się na błędach cudzych). Ważne jest natomiast by mieć w życiu pasję. Żeby wyznaczać sobie ambitne cele i konsekwentnie dążyć do ich realizacji. Pewnym jest jedynie, że kontuzji nie nabawimy się siedząc przed komputerem czy telewizorem i zajadając słodycze. Choć wtedy możemy nabawić się o wiele gorszych w skutkach dolegliwości jak bóle kręgosłupa, otyłość i kompleksy.
W wyniku tego, że nie trenuje teraz intensywnie muay thai, zwiększyłem swoją wagę do 82 kg. Jest to jednak czysta masa mięśniowa, która wzrosła z codziennego 78 kg (i startowego 75 kg), dzięki zwiększeniu ilości ćwiczeń siłowych oraz zastosowaniu dobrej suplementacji IHS (które zapewne też szybko postawią mnie "na nogi"). W sprawnej rekonwalescencji pomocne będą oczywiście profesjonalne masaże tajskie w Thai Sun.
Moja operacja odbyła się bardzo sprawnie. O 8 miałem się zgłosić, a o 13 byłem już wypisany. Nie zdążyłem nawet się dobrze zdrzemnąć, ani poczytać książek które ze sobą zabrałem. W szpitalu po operacji dostałem obiad. Obsługa była miła. W sali szpitalnej z ośmioma łózkami byłem sam. Bardzo mnie ucieszył zawieszony na drzwiami obrazek "Jezu, ufam Tobie".
Dziękuje prowadzącemu ortopedzie, Panu dr Dariuszowi Greli za sprawną operację. Pani fizjoterapeutce, dr Annie Morawik, za prowadzenie mnie juz od 1,5 roku (i plan na aktualną rehabilitację). Oraz Łukaszowi Galczewskiemu, dzięki któremu któremu w ogóle udałem się do szpitala Attis. Także adeptce Kindze za transport ze szpitala do domu.
PS
Operacje oczywiście robimy na własną odpowiedzialność:
W. Kosowski